Roman Kurkiewicz Roman Kurkiewicz
1015
BLOG

Wildstein, wyrzucany czy wyrzucający, jest wzorcem niezależności

Roman Kurkiewicz Roman Kurkiewicz Polityka Obserwuj notkę 121

W listopadzie ubiegłego roku zadzwoniono do mnie z TVP Kultura i zaproponowano, żebym wział udział w castingu na prowadzącego rozmowy o książkach i literaturze. Bliski kontakt ze slowem casting mógł się już w moim życiu nie powtórzyć - nie wahałem się. Zapytałem jednak koleżeństwo, czy wiedzą kogo zapraszają, ponieważ towarzysz Prezes ma alergię na mnie, gdyż onegdaj (przed dwoma laty) ośmieliłem się mieć publicznie odmienne zdanie co do jego heroicznego czynu wyniesienia listy z IPN-u. A i potem raczej z tymi, którzy z politycznego klucza wysforowali Bronisława na szefa TVP nie było mi po drodze. Koleżeństwo z TVP Kultura brnęło dalej. Przez casting (he, he...) przeszedłem. Już w grudniu poprowadziłem pierwszą rozmowę (o ksiażkach Jasienicy, które nie są wznawiane, ponieważ blokuje to jeden ze spadkobierców - syn drugiej żony Jasienicy, agentki SB). W styczniu zrealizowałem cztery programy (o korespondencji przyjaciół: Miłosza i Herberta, o Sandorze Marai'u, o przyjaźni Brodskiego z Miłoszem) oraz wydanie specjalne programu (przygotowanego w biegu) po śmierci Ryszarda Kapuścińskiego. Równocześnie TVP Kultura skierowała mnie na wewnętrzne szkolenie w Akademii Telewizyjnej, żebym, jak zrozumiałem, mógł pracować jeszcze lepiej. Zostałem zaproszony do udziału w cotygodniowych kolegiach merytorycznych TVP Kultura. Omawiane plany moich rozmów wybiegały na dwa miesiące do przodu.

Pomyślałem, no szacunek dla Bronisława... (he, he...). Może zacznie robić publiczną??? Choćby w kulturze dla kilkudziesięciu tysięcy....

Byłem (jakże naiwnie! he, he stary i głupi) pewny, że Krzysztof Koehler, szef Kultury albo ma autonomię albo zadzwonił do BW i uzgodnił. Nie, nie. Było inaczej. Bronisław, towarzysz Prezes, włączył kiedyś jeden ze swoich prezesowskich telewizorków i zobaczył powtórkę programu o zmarłym Ryszardzie Kapuścińskim. I wpadł w furię, wyruszył do kierowników Kanału Ku i tak ich .... za ten skandal z obecnością tego .... (czyli mnie, a słowa nie nadają się do użytku nawet w sferze blogowej)... Ale jak to w telewizji, monitory mają uszy oraz numery telefonów do press serwisu, widocznie sami entuzjaści Bronislawa tam nie pracowali...

I zadzwoniła do mnie dziennikarka Press serwisu czy wiem, że mnie w... ? Nie wiedzialem, ale sie dowiedziałem. Decyzję wziął na siebie Koehler (w tym czasie brałem udział w szkoleniu na jego rozkaz i zaproszenie i w kolegiach na jego zaproszenie, w ogóle byłem tam na ich zaproszenie...). Co powiedział poeta-żołnierz Bronisława? Że nie ważne JAK Kurkiewicz pracuje, dobrze czy źle, tylko, że tu chcą kogoś innego. Ale jeszcze dzień wcześniej chciał mnie, gdyby było inaczej to dlaczego ja prowadziłem ten program przygotowany w biegu o Kapuścińskiem. Dlaczego nie ktoś lepszy?

Że Krzysztof Koehler nie potrafił przeciwstawić się wściekłości Bronislawa - mogę zrozumieć. Różnica ekspresji między Koehlerem a Wildsteinem jest niepoliczalna w znanych wartościach. Dlaczego nie powiedział mi tego osobiście? Nie wiem. To znaczy wiem. Jest przyzwoitym facem w gruncie rzeczy, myślał, że może robić normalny kanał niszowy dla 15 tysięcy wykształciuchów. Czyli taki naiwniak jak ja. I bylo mu potem głupio, że okazało się inaczej...

Szkoda, że kłamał. Śmiesznie, że kłamał głupio. Ale meritum jest gdzie indziej.

Nikt nie postawił mi żadnego zarzutu merytorycznego co do moich (niepolitycznych) rozmów. Żadnych uwag.

Zostałem wyrzucony nie za to co robiłem w TVP Kultura, tylko za to kim jestem i jakie mam poglądy polityczne.

Z rozczuleniem czytałem jak się kulturalnie rozstano z Rafałem Ziemkiewiczem, czytając, że źle się czuł w swojej roli. Ale, że pogadano i że kulturalnie.

Ze mną nie pogadał nikt. Słowo nie padło. Nie mówię o bezpośrednich współpracownikach.

Nie pisałem o swojej przygodzie z Bronkową TVP, bo wydawało mi się, że we własnej sprawie głupio gardłować. Napisały serwisy, napisała Gazeta. Nikt z kolegów (także z bloga Salon24) nie zabrał głosu. Wszak to tylko książki, tylko lewak Kurkiewicz. To tylko zapis na zbędnego człowieka w prawdziwie niezależnej telewizji, do ktorej sami go zaprosili.

Być może Andrzej Urbański będzie robił inną telewizję niż Bronisław Widstein. Ale nie wyobrażam sobie, że gdyby mnie wyrzucał, zaprosiwszy przed chwilą, to że nie miałby odwagi zadzwonić i tego po prostu powiedzieć.

Czasami myślę, że wartośc niezależności czy odwagi polega obronie "nie swoich" towarzyszy broni. Ja tego w swojej małej, przyczynkarskiej przygódce z telewizją Bronislawa Wildsteina nie doświadczyłem, Drogi Igorze Janke, Krzysztofie Leski, Panie Rafale Ziemkiewiczu...

Nie mam żalu. Ale płakać po Wildsteinie na Woronicza nie będę, bo nie widzę najmniejszego powodu. Zastanawiam się, jak się zachowam kiedyś, po zmianie. Jak myślicie, przyjmę niezależnego Bronka do roboty?

 

 

 

Lubię siedem stron świata, jestem zwolennkiem lewicowego odchylenia od słusznego, władczego pionu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka