Wiadomość o usunięciu z ministerialnej listy lektur książek Gombrowicza, Herlinga-Grudzińskiego, Kafki i Dostojewskiego ucieszyła mnie niepomiernie. Z conajmniej trzech powodów. Nic lepiej nie zachęcie do czytania niż jego zakaz. Nic lepiej nie mówi co czytać, niż sugestia władzy czego nie czytać. Nic prędzej nie kompromituje władzy niż ujawnienie wyboru własnych lektur. Poza tym im bardziej głupiej tym krócej...
Martwi mnie jedna sprawa. Bo nie mogę nijak zrozumieć, dlaczego zamiast Gombrowicza, Kafki i Dostojewkiego wprowadzono Dobraczyńskiego a nie Ziemkiewicza i Łysiaka? Ale nie tracę nadziei...
Mam prośbę do kolegów dziennikarzy mających stały dostęp do ministrów, żeby zapytali (mogą w swoim imieniu) które z tych książek (Ferdydurke, Zbrodnia i kara, Proces) przeczytał minister Giertych. Ale potem, żeby zadali drugie pytanie. Co z tego zrozumiał. Dziękuję.
Komentarze