Prezydent Lech Kaczyński udzielił głębokiej wypowiedzi merytorycznej na jakiś temat w Nowym Jorku podczs swojej pielgrzymki po poparcie dla PiS-u wśród tych, którzy wizy już dostali i w Hameryce płacą podatki. Swoim i brata zwyczajem władcy absolutnego udzielił napomnienia dziennikarzowi TVN, teraz cyat: - Wszystko można interpretować jak się chce, szczególnie jak się ma bardzo jasną opcję polityczną, tak jak państwa telewizja - mówił prezydent. Potem padły słowa o cenzurze. - Także mam nadzieję, że to pójdzie, ale nie zostanie wycięte w ramach cenzury.
- Czy pan prezydent sugeruje, że w telewizji TVN jest cenzura? - zapytał reporter.
- Nie, ja tego nie sugeruję - odparł prezydent - tylko ja bym chciał, żebym to co mówię, skoro tracę tutaj czas dla państwa, żeby poszło - powiedział prezydent."
I w tym zdaniu jest kwintesencja rozumienia polityki, demokracji, mediów i całego tego współczesnego bagna, na które Lech Kaczyński musi tracić swój cenny czas. Wydaje mi się, że człowiek, który zostaje prezydentem 40-milionowego kraju nie powinien tak marnotrawić swojego czasu. Ale zakładając pesymistycznie, że nie wiadomo jakim cudem nagle odzyskałby ten marnotrawiony czas, to co by z nim zrobił? Co by wtedy jeszcze zrobił dla Polski? Podpowiedzcie bracia w PiSie... Co by on tu zrobił innego...
Myślę, że to jednak nieporozumienie, że prezydent wtedy, podczas rozmowy z reporterem TVN, tracił czas. Ten czas traciliśmy my. I tracić będziemy.